Gdańsk,15 luty 2009r. 360 stopni – Bytów 2009 Wszystko zapisane śmiechem, fenomenalni ludzie w cudownym miejscu o jeszcze wspanialszej zimowej porze…
Nowy rok, nowe wyzwania, nowe możliwości. Tyle zdążyło się już wydarzyć, że ledwo, co nadążam za samą sobą. Nie wspomnę już o aktualizacji strony, kiedyś robiłam to gdzieś w nocy nad ranem, teraz już i ten czas ulatuje nieubłaganie. Ale o to chodzi, brać z życia to, co najlepsze! Styczeń spędziłam w przeuroczym Wrocławiu – taka kraina z bajki, która niczym nie ustępuje mojemu Wolnemu Miastu. Czas w mieście krasnali mijał mi na delegacji i rehabilitacji! Tak moi mili – na początku stycznia zachciało mi się ścigać po lodzie i poleciałam (42km/h) dalej niż widziałam. Skończyło się na odłamach chrząstki w kolanie, naciągniętej torebce w kostce i nadłamanej kości strzałkowej – ale rower cały:) tylko kask połamany. Na szczęście po 2 tygodniach w rękach fachowców znów poszłam na trening, niestety na domiar złego złapałam zapalenie oskrzeli. Trzeba był zrezygnować z MiniBWC i biegówek. Długo zastanawiałam się czy pojechać na Igorowe 360 stopni, w pełni świadoma, że będą to rewelacyjne zawody tuż pod domem. Wszyscy w koło marudzą, daj sobie spokój, sezon przed Tobą – hmm… Czas zapomnieć o ulicznym gwarze. O której jest star? Jak by to Olek powiedział – 4 puzzle się złożyły, na szczęście Ojczyzna się im nie skończyła:))) Po „krótkiej” wymianie mailowej stawiłam się w sobotę na zamku w Bytowie w barwach szanownego York System Adventure Team. Yorki to prawdziwy okaz cierpliwości, wyrozumiałości i konsekwencji w dążeniu do celu do potęgi. Rozmowy o wspólnym starcie toczyły się od kwietnia 2008 ! Jednak za każdym razem było „coś”. Ale uporczywie cel został osiągnięty – brawo, pełen respekt za cierpliwość! To bardzo miłe. I tak oto los kazał rozbudzić się z szarego lamentu. Zapytacie – jak było? Co było? Ile? Po co? Odpowiem krótko – Wszystko zapisane śmiechem, fenomenalni ludzie w cudownym miejscu o jeszcze wspanialszej zimowej porze. Redaktor Igor nagabywał - zapewnił nam sporo atrakcji na ziemiach Kaszubskich: przechadzkę przez zamarznięte jezioro, po którym śmigały poduszkowce, zadanie specjalne związane z logicznym myśleniem, troszkę lodu z nutką błota – emocji nie lada. Zdrowie wytrzymało próbę, chodź muszę przyznać, że kolega z klubu miał świętą rację „Dwa tygodnie słabsze treningowo, nadrabia się osiem tygodni”. Forma a właściwie noga trochę słabsza – dawała mocno znać na biegu. W głowie coś zostało i strach teraz po lodzie szybciej śmigać – dobrze, że bociany już lecą;) W ostatnim czasie wyrobiłam sobie nawyk, aby przed zawodami prosić wszystkich i każdego z osobna o dokładne sprawdzenie rowerów. I wiecie co, wstyd się przyznać, tuż przed startem zorientowałam się, że mam zapowietrzony tylni hamulec i w sumie to nie działa – cóż… i tu dochodzimy do surrealistycznego wniosku – dobrze, że był lód w lesie! Przydatny był tylko przedni hamulec. Za to ciekawym zdarzeniem była, jazda po ciemku bez światła – swoją obecnością zaszczyciła nas wyjątkowa mgła – która absurdalnie rzecz biorąc dodawała mi odwagi - ograniczająca widoczność do zaledwie paru metrów. W sumie nie wiem, dlaczego, ale na pewno zapamiętam to bardzo długo. A jak to było z nami? Czasem nam się śpieszyło, a czasem…hmm… w sumie zawody spokojne, bez większego ciśnienia – a szkoda, bo zdolne i wyjątkowe osobowości spotkały się na przecudownych Kaszubskich ziemiach i przycisnąć mogły. Jakiś leń się zakradł – ale następnym razem – na który nieskromnie liczę - nie dopuścimy do tego! Prawda chłopcy?! W sumie to powiedzmy sobie szczerze i tak jesteśmy najlepsi, bo nikt inny nie jest tak fajny jak my? Puchar jest. Ba! Zapytajcie jeszcze, który team ma najładniejsze foty ;) Nóżka na nóżkę tak ich zwą!
Ciekawe jak długo tu jeszcze będę stal?! A masz, a masz ja Tobie pokarze!
Aby tylko nie rozdeptać Muchomorka ! Co powie Żwirek?! Gala VIVA - najpiekniejsi ;) I tak jesteśmy najlepsi - bo jak nie my to kto?!
|