Wymanewrowana, wybiegana, wygłodniała !
Tak najprościej mogę podsumować Manewry.
Rano dowiaduję się, że egzamin odwołany więc mogę jechać na Manewry. Odrazu chwytam za telefon i dzwonie do Bodzia: "Będę".
Na miejscu okazuje się, że nie ma już map na trasę trudną i mogę iść na bardzo trudną. Troszkę mnie to martwi, planowałam wybrać się na mniej skomplikowana trase.
Mariusz ze Zdzisławem proponują, abym dołączyła się do nich. Tak też czynię i w trójkę ruszamy na "Cyrk". Założenie jest takie, że śmiamy tyle ile zdążymy, aby na 3:30 być w Gdańsku z powrotem, czyli o 2:00 kończymy. Trasa w miarę prosta. Biegniemy, mija punkt za punktem, następnie ognisko, znów mijaja punkty, nad jednym musimy chwilę się zastanowić.
Na ostatni punkt już czasu nie starczyło i lecimy do bazy. Teoretycznie mamy jeszcze 180min do limitu, no ale trzeba do Gdańska wracać.
W rezultacie końcowym mamy 5 miejsce.
Dzięki chłopaki za wieczorny "spacer"!