Strona główna | Mapa serwisu | English version  
WSS Skoki 2008
po prostu... CHICKEN > AR, MTBO, BnO > WSS Skoki 2008
Wielkopolska Szybka Setka - Skoki 2008

To bardzo kontrowersyjna impreza na którą wybrałam się wraz  z kolegami z klubu w miniony weekend. Przedewszystkim zaskoczenie budziła rzadko spotykana w Polsce formuła nocnej imprezy na orientację w wymiarze 150km/15h.

Długo zastanawiałam się pojechać nie jechać, sezon w pracy nie daje o sobie zapomnieć, no ale skoro już jestem zgłoszona no to pakuje manatki. Postanawiam , że na trasie  nie będę po ciemku jechać sama, jednak sytuacja zmieniła się diametralnie o czym później.

Już w samochodzie jestem zmęczona i zastanawiam się co ja robię. W tygodniu bardzo mało spałam zaledwie 3-4 godziny na dobę, do tego kilka 70km treningów. Czuje, że organizm jest wyczerpany, a ja na piątkowy wieczór funduje mu rowerową noc. Ciężko się zebrać, nie ma ciśnienia na jazdę., ale : Przygoda, przygoda - każdej chwili szkoda!

W rezultacie końcowym, prawie całą pierwszą pętle pojechałam sama. W drodze na pkt 2 i 3 spotykałam Wojtka P., jednak awaria koła zmusiła go do zejścia z trasy. Zaledwie na 30km przysypiam na rowerze, a 60 to już prawdziwa walka - na każdym punkcie powtarzam sobie jeszcze jeden i schodze, jeszcze jeden. Patrze na licznik 27km/h, a ja mam wrażenie jak bym wdrapywała się na olbrzymią grań. Nie poznaje siebie. Zawsze w takich chwilach zastanawiam się czy naprawdę nie mam siły czy tylko sobie wmawiam - przecież to kryzys musi minąć - niestety nie w tym przypadku...
Na początku drugiej pętli moje oczy widzą (ku  wielkiemu zdziwieniu) Jankesa - miał problemy z rowerem - jakoś tak naturalnie wychodzi, że  jedziemy razem. Jak dobrze mieć takich kolegów w klubie, którzy zawsze pomogą. Dziękuje!
Jankes troszkę zdziwiony, że tak niemrawo jadę, jeszcze nigdy nie spotkał się z sytuacją, że na rowerze zostaje z tyłu,  że musiał co jakiś czas krzyknąć: "Chicken nie śpij"... ale mi naprawdę śmiga się fatalnie, na dodatek zaczyna padać. Na szczęście wystarczyło zobaczyć konkurencję przed sobą - ten impuls zbiera z organizmu ostatnie resztki energii - na liczniku ponad 30km/h. A że za gapowe się płaci, zapominamy podbić 8pkt i trzeba wrócić 2km pod górę (tak, tak to jedyna góra na całej trasie!).  Jankes się dziwi, że nie jestem zła - w końcu mam mapnik przed nosem - ale mi już wszystko jedno.
Trochę mnie to śmieszy, ponieważ nie mamy większych problemów, aby dogonić Poznaniaków. Później zatrzymujemy się w sklepie i znów wyprzedzamy towarzystwo przed nami.Wygląda to komicznie, ale mocno mnie podbudowuje - mimo mojego stanu jesteśmy sporo lepsi:D

Po 10 godzinach 34minutach meta. Idziemy coś zjeść, przysypiam już w restauracji.W drodze powrotnej nie obudziłam się nawet, gdy chłopaki zatrzymali się stacji.

Impreza nie przypadła mi do gustu. Ale nie tylko z powodu mojej niedyspozycji. Zaledwie 12pkt na 150km co wiązało się z bardzo długimi i nudnymi przelotami. Nawigacja była banalna - zastawiam się czy osoba układająca trasę jeździ na rowerze. Bardzo dużo asfaltów niektórymi jezdziło się po dwa razy tam i z powrotem.  W niektórych miejscowościach byłam 4 razy!  Trasa na prawdę beznadziejna, nic nie wnosiła. Większość punktów to najzwyklejsze skrzyżowania przecinek w lesie, zaledwie 2-3 punkty stały na granicy kultur czy przy brzegu jeziora. Pominę już fakt, że aktualizacja map 2008r., a przy pkt. 9 (o ile dobrze pamiętam), a dokładnie od niego znajdowały się 3-4m drzewka (wg. mapy polana). Ale załóżmy mam bogatą wyobraźnie.
Z plusów to na pewno organizacja, wszystko dopięte na ostatni guzik. Odblaski na punktach, obiad na mecie, miła obsługa

Reasumując jeszcze nigdy nie zaliczyłam takiego zgonu, to były masakryczne zawody, ale w końcu: Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda. W domu śpię 12 godzin...po to, by  w niedziele rano wziąć bike'a i jak obiecałam pojechać ze znajomymi z PGR na 65km wycieczkę rowerową z Kościerzyny do Gdańska...

Jeszcze raz pięknie dziękuję Wojtkowi i Jankesowi za nieocenioną pomoc!

PS. Już jest wszystko ok. Dali mi troszkę w żyły, dokarmili -nie wiedziałam, ze ptrafie tyle zjeść! Odespałam cały tydzień. Dziś przebiegałam  12km - siła jest, pogoda jest, chęci są więc trzeba śmigać:)
Jesteśmy najlepsi ! No ba ! Jak nie my to kto ?